„Zabijać i nie dać się zabić”. Niemiec zostawił wszystko i pojechał bronić Ukrainy. „Jest tarczą Europy”

news.5v.pl 6 godzin temu

W pewnym momencie przestał liczyć towarzyszy broni, którzy zginęli od rosyjskich dronów i pocisków, których ciała zostały podziurawione odłamkami lub dosłownie rozerwane na strzępy. Niektórych znał tylko z widzenia, inni przez kilka lat stali się bliskimi przyjaciółmi. Wojna zacieśnia więzi — i hartuje, przede wszystkim wewnętrznie.

41-latek, którego spotykamy w okolicach Kijowa, nosi pseudonim Junah. Pochodzi z Berlina, od trzech lat walczy za Ukrainę, a od ponad dwóch lat w międzynarodowym batalionie „Azow”, elitarnej jednostce wojskowej.

— Na początku wojny zbierałem w Niemczech datki na drony — opowiada były żołnierz Bundeswehry w rozmowie z „Die Welt”. — Ale gwałtownie zdałem sobie sprawę, iż muszę zrobić więcej — dodaje. Junah ma już za sobą dziesiątki misji bojowych i awansował do rangi dowódcy kompanii batalionu: szkoli rekrutów, uczy ich strzelania na odległość do 100 m oraz taktycznego zachowania na froncie.

Teraz klęczy między Francuzem a Kanadyjczykiem. — Smokey otwiera ogień — a ty przejmujesz, gdy on nie trafi — instruuje dwóch mężczyzn leżących obok na zakurzonej ziemi. Potem rozlegają się strzały, osiem razy, tylko jeden z nich chybi o kilka centymetrów. — Jestem dumny, iż należę do najskuteczniejszej i najsilniejszej bojowo jednostki w Ukrainie — mówi Junah.

„Nie mam skrupułów”

W międzynarodowym batalionie reprezentowane są dziesiątki narodowości, głównie z Ameryki Północnej i Europy. Z Niemiec jest kilkunastu bojowników. Mężczyzna o pseudonimie Shiny ma zaledwie 21 lat. Pochodzi z Meklemburgii-Pomorza Przedniego, wcześniej pracował jako logistyk, a tutaj, w Ukrainie, po raz pierwszy w życiu trzyma w ręku karabin. Od dwóch miesięcy przechodzi podstawowe szkolenie wojskowe w batalionie.

Na pytanie, czy jest gotowy zabijać, odpowiada bez wahania. — Tak. Wiem, co Rosjanie robią Ukraińcom; nie mam skrupułów, żeby pociągnąć za spust — mówi. Dla jego rodziny świat się zawalił, kiedy powiedział im, iż idzie na wojnę.

Dalszy ciąg materiału pod wideo

Zwłaszcza jego matka ciągle powtarzała to samo pytanie: „dlaczego?”. Shiny odpowiada, iż po prostu chce zrobić coś dobrego. Bronić Ukrainy, bronić wolności. Czy boi się śmierci? Zdecydowanie tak. Próbował wyobrazić sobie najgorsze. Że cała jego jednostka zostanie zlikwidowana lub iż zostanie ciężko ranny, pozostawiony samemu sobie, porzucony przez towarzyszy broni. — Te myśli sprawiały, iż łzy napływały mi do oczu i musiałem płakać, ale w ten sposób przygotowałem się psychicznie — opowiada.

Międzynarodowi żołnierze otrzymują miesięcznie równowartość 2,6 tys. euro (11 tys. zł), tyle samo co ich ukraińscy towarzysze broni. Nikt się nie wzbogaci. Ale nie o to chodzi tym mężczyznom. Junah mówi, iż wystarczy mu widok domów i szpitali trafianych codziennie przez rakiety i drony, przedszkoli i supermarketów płonących w ogniu, ginących cywilów i żołnierzy. Kilka razy miał urlop i był w domu, w Niemczech. Ale nie czuł się tam jak w domu.

Pod osłoną nocy

— Ciągle myślałem o moich chłopakach. Chciałem wrócić na front — opowiada. Słowo „rodzina” pada często, innych żołnierzy nazywa się braćmi. Żołnierze spędzają 24 godz. na dobę w ciasnych pomieszczeniach, na froncie, ale także w bazie na północ od Kijowa. Podczas treningów, posiłków, snu. Wszyscy są zakwaterowani w piwnicy dawnego budynku mieszkalnego, nazywają to bunkrem.

Dwupiętrowe łóżka piętrowe stoją blisko siebie, kilka metalowych regałów, w jednym z pomieszczeń rozciągnięta jest linka do suszenia ubrań, na podłodze leżą psy. Nie ma żadnej prywatności. „No Putin” — głosi naklejka przyklejona do wentylatora, a obok niej przekreślona na czerwono twarz prezydenta Rosji. Każdy dokładnie wie, o co i przeciwko czemu walczy — to również zacieśnia więzi.

Tydzień później kompania Shiniego wyrusza na front. Zawsze na wschód, prawie 800 km, podróż trwa ponad 12 godz. Celem jest jeden z najtrudniejszych odcinków frontu w Ukrainie, Donieck, dokładna lokalizacja nie została podana na prośbę żołnierzy. Misja jest prosta i trudna zarazem: powstrzymać Rosjan przed przełamaniem linii obrony i zajęciem kolejnych terytoriów Ukrainy.

Shiny doświadcza tego, czego się spodziewał: ostrzał artyleryjski, ataki dronów. Noce się nie kończą. — Rosjanie atakują głównie pod osłoną nocy, często o zmierzchu i o świcie —relacjonuje. — Przybywają małymi grupami, na motocyklach i próbują przedostać się za nasze linie. Ta taktyka utrudnia nam eliminację napastników.

Każdego ranka sztab generalny Ukrainy publikuje raport o sytuacji. „W tym kierunku miało miejsce 11 ataków agresorów” — brzmiała jedna z notatek na temat miejsca, gdzie walczą żołnierze „Azow”. Następnego dnia: „wróg zrzucił kilka bomb; odnotowano 13 prób przełamania linii”. Żołnierze nie mają prawie żadnej przerwy, choćby jeżeli dni są nieco spokojniejsze niż noce. Grzmot artylerii, zarówno własnej, jak i rosyjskiej, jest praktycznie wszechobecny.

Dmytro Smolienko / AFP

Działania ukraińskich żołnierzy na froncie (zdjęcie poglądowe)

Najgorsze są drony

Przez kilka dni „Die Welt” nie ma kontaktu z Shinym, po czym 21-letni Niemiec ponownie się zgłasza: „przepraszam, ostatnie 72 godz. były naprawdę ciężkie”. Nie chce mówić o tym, czy zabił. Mówi tylko, iż walki są bardzo intensywne. Najgorsze są bezzałogowce. Potężne Szahidy, drony kamikadze irańskiej konstrukcji, są prawdziwymi maszynami zniszczenia, przenoszą ponad 50 kg materiałów wybuchowych, można je rozpoznać po ryczącym dźwięku, który wydają podczas lotu.

Jednak małe drony FPV mogą być równie śmiercionośne. Dawniej można było zlokalizować wyposażone w GPS pociski i zestrzelić je dzięki zakłócaczy, dziś używa się prawie wyłącznie dronów światłowodowych. Niewidzialni zabójcy.

— Strach odgrywa tutaj, na froncie, ogromną rolę — przyznaje Shiny. — W każdej sekundzie może być po wszystkim — dodaje. Decyzja o dobrowolnym wyjeździe na wojnę, ryzykowaniu życia nie dla siebie, ale dla innego kraju – była słuszna, bez żadnych „ale”. — Ukraina jest tarczą Europy. Nie żałuję niczego — mówi Niemiec.

Są to słowa, które napawają Junaha dumą, ponieważ krok od szkolenia do rzeczywistej walki, od symulacji wojny do rzeczywistości, jest ogromny. To jego rekruci, jego ludzie, których przez wiele miesięcy przygotowywał nie tylko pod względem wojskowym, ale także psychicznym: zabijać i nie dać się zabić. Dał z siebie wszystko — mówi instruktor.

41-latek ponownie znalazł się w miejscu, które żołnierze nazywają bazą, kwaterą główną i centrum szkoleniowym w okolicach Kijowa. W swoim domu. Oczywiście zastanawiał się, jak będzie wyglądała jego przyszłość. Jak długo może, jak długo chce jeszcze walczyć? Nie wyznaczył sobie terminu zakończenia służby. Zostanie tak długo, jak długo potrwa wojna. Lub, jak to ujął: „dopóki nie skończy się zadanie”.

Miesiące czy lata nie mają znaczenia. pozostało coś, co go tu trzyma. Znalazł wielką miłość, ma ukraińską dziewczynę. Już snują plany na przyszłość — na dzień, w którym nadejdzie pokój.

Idź do oryginalnego materiału