Od razu jedno zastrzeżenie: nikt nikomu nie zabrania wyrażać swojego zdania. Mariusz Błaszczak, jak każdy obywatel demokratycznego kraju, ma do tego prawo. Jednak czasami mógłby – a przynajmniej wydaje się, iż powinien – ugryźć się w język i pewne tematy po prostu przemilczeć. Bo za byłym szefem MON wciąż ciągnie się niezbyt przyjemny zapach tego, co w Wojsku Polskim działo się w czasie, kiedy to on stał na czele resortu obrony.
Ale poseł PiS wolał nakarmić swoich zwolenników i zamieścić w mediach społecznościowych komentarz do ostatniej skądinąd głośnej afery w wojsku. Przypomnijmy krótko: jak dowiedział się Onet, w lipcu żołnierze zgubili 200 min przeciwpancernych i przez prawie dwa tygodnie podróżowały one po Polsce w cywilnych składach towarowych PKP.
To ogromny skandal, bo przez jedenaście dni nikt nie wiedział, gdzie się podziały ponad 2 tony materiałów wybuchowych. W Inspektoracie Wsparcia Sił Zbrojnych, które jest odpowiedzialne za te transporty, trwa kadrowe trzęsienie ziemi. Jeszcze przed publikacją artykułu w Onecie minister obrony Władysław Kosiniak-Kamysz odwołał jego szefa generała dywizji Artura Kępczyńskiego.
Miny TM-62M były transportowane ze składu amunicji w Hajnówce w województwie podlaskim do składu amunicji w miejscowości Mosty pod Szczecinem. Według ustaleń portalu, żołnierze zaangażowani do wyładowania min w Mostach nie zostali przeszkoleni i nie wiedzieli, jak obchodzić się z materiałami wybuchowymi. W dodatku ich zwierzchnicy mieli naciskać na szybkie wyładowanie transportu, aby jak najszybciej oddać wagony PKP i nie płacić tzw. osiowego.
W efekcie żołnierze zgubili palety z 200 minami przeciwpancernymi, którymi można byłoby wysadzić w powietrze np. dwa wieżowce. Kiedy wojsko w końcu zorientowało się, iż brakuje 40 skrzyń z minami, zostały one znalezione na bocznicy pod magazynem IKEA Orla.
Z ustaleń dziennikarzy wynika ponadto, iż dwóch oficerów odpowiedzialnych za wojskowy transport min, czyli płk Piotr Korneluk i płk Robert Skrzątek, już pod koniec 2024 roku złożyło podania o odejście z wojska w związku z toczącym się postępowaniem. Pierwszy z nich to szef Oddziału Amunicji Inspektoratu Wsparcia, drugi – szef oddziału eksploatacji środków bojowych.
Niestety ta sprawa ma też dramatyczny finał. Jak czytamy, kiedy zaczęto szukać winnych wśród podoficerów i niższych oficerów i stawiać im prokuratorskie zarzuty, jeden z nich popełnił samobójstwo. Prokuratura prowadziła śledztwo, ale umorzyła je pod koniec grudnia.
Dalszy ciąg artykułu pod naszą zbiórką – pomóżcie seniorom razem z nami!
Błaszczak skomentował zgubione miny przez wojsko. Były szef MON zapomniał o jednym
I tu na białym koniu wjeżdża Mariusz Błaszczak. "NIEBYWAŁE! Ponad 200 zgubionych min przeciwpancernych podróżowało sobie po Polsce. Gdzie był w tym czasie Władysław Kosiniak-Kamysz lub wiceminister z PO? Kierownictwo MON całkowicie straciło kontrolę nad tym, co dzieje się wojsku. W wyniku niechlujstwa i braku nadzoru mogło dojść do olbrzymiej tragedii" – napisał na X.
"Dlaczego stanowisko stracił tylko generał odpowiadający za logistykę, a szef neoSKW lub komendant Żandarmerii Wojskowej, którzy powinni odpowiadać za zabezpieczenie takiego transportu, nie ponieśli konsekwencji?" – dopytywał polityk PiS.
W kolejnym wpisie oznajmił, iż minister obrony zdaje sobie sprawę z tego, iż ci wojskowi również powinni zostać zdymisjonowani, ale Kosiniak-Kamysz "nic z tym nie może zrobić". "Wiecie dlaczego? Bo szefa neoSKW nie pozwoli odwołać Tusk" – stwierdził.
Dlaczego "neoSKW", zapytacie. Cóż, generał Jarosław Stróżyk, czyli szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego, jest także przewodniczącym rządowej komisji ds. badania wpływów rosyjskich i białoruskich na bezpieczeństwo wewnętrzne i interesy RP w latach 2004–2024. I to on w październiku przedstawił raport, w którym padły słowa o "zdradzie dyplomatycznej" Antoniego Macierewicza, przez co bliski współpracownik Jarosława Kaczyńskiego może mieć teraz problemy, bo prokuratura właśnie rozpoczęła śledztwo w jego sprawie.
Nie będzie więc przesadą stwierdzenie, iż generał Stróżyk jest znienawidzony w szeregach PiS. I atakowanie szefa SKW wziął na swoje barki właśnie Błaszczak. Ten sam, który w maju 2023 roku, będąc szefem MON, przekonywał Polaków, iż nic nie wiedział o rosyjskiej rakiecie, która pół roku wcześniej spadła w Zamościu pod Bydgoszczą. I o wszystko obwinił dowódcę operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych gen. Tomasza Piotrowskiego.
Inaczej widzieli to jednak oficerowie WP. Ówczesny szef Sztabu Generalnego gen. Rajmund Andrzejczak twierdził, iż informował o incydencie swoich przełożonych. I to szybko, czyli "wtedy, kiedy miało to miejsce". A gen. Stanisław Koziej, z którym rozmawialiśmy o tej aferze, powiedział, iż skłonny jest wierzyć wojskowym, ponieważ "działają w pewnym rygorze procedur i regulaminów".
Błaszczak do końca utrzymywał jednak, iż o rakiecie pod Bydgoszczą nie wiedział. I iż o sprawie dowiedział się dopiero wtedy, kiedy pocisk znalazła w lesie kobieta, która jechała konno.
Ze zgubionymi minami sprawa wygląda nieco inaczej. Szef MON od niczego się nie uchyla i powiedział w RMF FM, iż od miesięcy wiedział o zdarzeniu. A szefa Inspektoratu Wsparcia zdymisjonował, ponieważ generał miał wyciągnąć konsekwencje wobec winnych oficerów, jednak w ocenie Kosiniaka-Kamysza nie wywiązał się dobrze z tej roli.
Postępowanie Kosiniak-Kamysz zarządził na początku sierpnia, czyli tuż po tym, jak do MON wpłynął anonim z informacją o zagubieniu min przez wojsko. I polecił wyciągnięcie surowych konsekwencji. Odpowiedź na pytanie Mariusza Błaszczaka, gdzie był w tym czasie Kosiniak-Kamysz, brzmi więc tak: minister obrony wiedział o sprawie i działał, nie czekał z założonymi rękami i nie zasłaniał się niewiedzą na konferencjach prasowych.
Co więcej, generał dywizji Artur Kępczyński ważne funkcje w wojsku sprawował w czasie rządów Zjednoczonej Prawicy oraz w czasie, kiedy to Błaszczak kierował resortem obrony. W latach 2015-2018 wojskowy był zastępcą szefa Logistyki Inspektoratu Wsparcia Sił Zbrojnych, a szefem Inspektoratu Wsparcia został w 2021 roku. Nominacje wręczał generałowi prezydent Andrzej Duda, a na stanowiska wyznaczał Mariusz Błaszczak, który był wtedy szefem MON.
I tym razem poseł PiS nie może zasłonić się niewiedzą.