Amerykanie ewakuowali swoją ambasadę z Chartumu. Wszyscy amerykańscy dyplomaci i ich rodziny opuścili już Sudan. Ewakuację przeprowadzono drogą powietrzną. Trzy śmigłowce CH-47 Chinook, zabrały ok. 70 Amerykanów do bazy Camp Lemonnier w Dżibuti.
Decyzja spotkała się z falą krytyki ze strony sudańskiego społeczeństwa obywatelskiego. Sudańczycy uważają, iż po ewakuacji ambasady Amerykanie stracą jakiekolwiek zainteresowanie Sudanem i zostawią „zwykłych Sudańczyków” na pastwę dwóch walczących ze sobą generałów – gen. Burhana i gen. Dagalo.
Sposób ewakuacji ambasady spotkał się także z krytyką części amerykańskich komentatorów. Wojsko ewakuowało bowiem tylko amerykańskich dyplomatów i ich rodziny (razem ok. 70 osób). Jednocześnie w Sudanie przez cały czas przebywa do 16 tysięcy amerykańskich obywateli (dane za ambasadą USA). John Kirby, rzecznik Rady Bezpieczeństwa Narodowego USA stwierdził wprost:
„Amerykańscy obywatele w Sudanie muszą sami zadbać o swoje bezpieczeństwo (…) Nie powinni liczyć na skoordynowaną ewakuację prowadzoną prze amerykański rząd”.
W piątek wieczorem, gen. Dagalo i Burhan, którzy od tygodnia walczą o władzę, poinformowali iż zgodzili się na 3-dniowe zawieszenie broni. Tak długi okres zawieszenia walk to prawdopodobnie efekt presji dyplomatycznej innych krajów, które chciały dostatecznie dużo czasu w ewakuację swoich ambasad z pogrążonej w walkach sudańskiej stolicy.
Już w sobotę rano Saudowie poinformowali, iż ewakuowali swoją ambasadę drogą lądową. Dyplomaci Królestwa opuścili Chartum i udali się do – położonego nad Morzem Czerwonym – Port Sudan, skąd zabrały ich saudyjskie siły powietrzne.
Amerykanie wybrali, bardziej ryzykowną, ewakuację drogą powietrzną. Do Chartumu przyleciały trzy śmigłowce CH-47 Chinook, które zabrały Amerykanów do Etiopii, gdzie śmigłowce uzupełniły paliwo, a następnie odleciały do Dżibuti. Amerykanie mogli skorzystać z ewakuacji drogą powietrzną, gdyż amerykańska ambasada położona jest we wschodnim Chartumie, z dala od epicentrum walk.
W gorszej sytuacji są dyplomaci innych zachodnich misji dyplomatycznych – ambasady Wielkiej Brytanii, Francji czy Chin mieszczą się w ścisłym centrum Chartumu, zaledwie kilka przecznic od chartumskiego lotniska, gdzie od początku zamachu stanu toczą się najcięższe walki między siłami gen. Dagalo i Burhana.
Z pojawiających się informacji wynika, iż Francuzi są w tej chwili w trakcie ewakuacji swoich dyplomatów. Ewakuacja brytyjskiej ambasady podobno także jest już tylko kwestią czasu.
Śledząc przebieg amerykańskiej ewakuacji, widać wyraźnie iż gen. Dagalo i gen. Burhan bardzo intensywnie współpracowali w tym zakresie z Amerykanami. Walczącym ze sobą sudańskim generałom zależało na uniknięciu ofiar po stronie amerykańskiej. Obaj także otwarcie informowali w social mediach o swojej pomocy w ewakuacji.
Zarówno gen. Dagalo, jak i gen. Burhan, próbują przedstawić się jako obrońcy „sudańskiej demokracji”. Obaj zdają się, iż uważać iż przez cały czas mają szanse na zdobycie dla siebie amerykańskiego poparcia – dotychczas Biały Dom nie opowiedział się ani po stroni Dagalo, ani Burhana.
Istnieje ryzyko, iż ewakuacja zachodnich dyplomatów z Chartumu doprowadzi do eskalacji sytuacji. Przedstawiciele sudańskiego społeczeństwa obywatelskiego obawiają się, iż – po ewakuacji – zachodnie kraje stracą jakiekolwiek zainteresowanie walkami toczącymi się w Sudanie i zostawią „zwykłych Sudańczyków” na pastwę dwóch walczących ze sobą generałów. Brak zachodnich dyplomatów może też sprawić, iż regionalni gracze poczują się śmielej i rozpoczną dostawy uzbrojenia dla Burhana i Dagalo (już teraz pojawiają się niepotwierdzone informacje o emirackich dostawach dla Dagalo, które przechodzą przez Libię).
Scenariusz długiej wojny domowej wydaje się coraz bardziej prawdopodobny.